Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Ancorek z miasteczka Gattinara. Mam przejechane 24310.11 kilometrów w tym 146.23 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.06 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 75502 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Ancorek.bikestats.pl
  • DST 99.35km
  • Teren 13.50km
  • Czas 08:56
  • VAVG 11.12km/h
  • VMAX 50.66km/h
  • Podjazdy 2461m
  • Sprzęt Mój Czołg
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

2 doliny i wysokogórska przeprawa

Sobota, 20 lipca 2013 · dodano: 21.07.2013 | Komentarze 2

Najbardziej wymagająca i urozmaicona jednodniowa wycieczka w tym roku. Oj, działo się. Mieliśmy dość ambitny plan, którego zrealizowanie powiodło się, choć dało konkretnie w kość (dosłownie, bo zaliczyłam twardą glebę), ale przede wszystkim dostarczyło wielu wrażeń i pięknych, górskich widoków.
Scenariusz do początku dnia był taki, jak tydzień temu. Wczesna pobudka (4:30), dojazd autem do Valle d'Aosta, obranie bazy wypadowej - tym razem w miejscowości Verres.
Teraz nastąpi opis rowerowej eskapady:

Część 1 - z bazy do podnóża Monte Rosy doliną Valle d'Ayas
Ruszyliśmy z Verres (391 mnpm) w górę, by po około 30 km znaleźć się pod ulubioną Monte Rosą od strony zachodniej. Po drodze przejeżdżamy przez Brusson i Champoluc - dwie większe miejscowości turystyczne. Odczuwa się tu dużą ilość ludzi, zauważa nagromadzenie samochodów, pewien zgiełk i chaos, jest również bajecznie kolorowo od kwiatów, ciepło i słonecznie.
Wokół cudnej urody góry. Robimy zakupy, posilamy się i dalej w górę do Saint Jacques (1689 mnpm), gdzie droga po prostu kończy się w otoczeniu kilku chat i małego kościółka.
Na niebie chaos - walczą ze sobą o wpływy plamy błękitu i szare chmury. Efekt tego taki, że świeci słońce i jednocześnie kropi deszczyk.
Postanawiamy spróbować szczęścia i ruszamy w drugą część przygody...jest 13:40.

pierwsze metry w górę - godz. 7:00

valdostańskie sery - fontina i toma w sklepie w Brusson


koniec drogi asfaltowej w Saint Jacques



Część 2 - górską drogą na przełęcz Bettaforca (2676 mnpm)
Ostra wspinaczka bitą drogą gliniasto-kamyczkową. Serpentyna za serpentyną. Przeplatanka odcinków mniej lub bardziej stromych 15%-23%. Te pierwsze podjeżdżam, te drugie podchodzę wpychając rower. Viracocha kilka razy pomaga mi w tym syzyfowym niemal trudzie.
Pikawka bije żwawo, trzeba często odpoczywać. Zatrzymujemy się wielokrotnie i podziwiamy panoramę. Atak na przełęcz kończymy o godz. 17:00.
5 minut na zdjęcia i szybkie ubranie się, bo czeka nas długi zjazd. Niebo niepokojąco szarogranatowe, gdzieś dalej zagrzmiało.







przełęcz Bettaforca - najniższy punkt na horyzoncie



widok za plecami

najpiękniejsze uśmiechy na przełęczy



Część 3 - zjazd do Stafal (1825 mnpm) w dolinie Gressoney
Byle tylko zjechać. Byle się udało. Nie przepadam za górskimi zjazdami, jednak perspektywa bycia tu zmoczonym, w najdalszym punkcie od samochodu i cywilizacji, redukuje nieco moje strachy i ćwiczę technikę zjazdu, bo muszę. Droga piacho-żwirowa idzie mi całkiem możliwie, gubię wysokość, oczywiście nie tak szybko, jak mąż. Po 10 min. zaczyna siąpić, spada temperatura. Zjeżdżaj babo, mówię sobie w środku.
Zakończyłam zjazd na otwartej przestrzeni, został etap w lesie. Strome odcinki, więcej kamyków i regularny deszcz. Chwila dekoncentracji i zwalam się na lewy bok. Obiłam biodro i kolano, złamało się wsteczne lusterko. Pieszo pokonuję ostatni kilometr zjazdu. Za 10 minut deszcz ustanie.





w deszczu, ale jeszcze z lusterkiem

początek leśnego odcinka zjazdu



Część 4 - zjazd doliną Gressoney do bazy
W normalnych warunkach cieszyłby mnie asfaltowy, 40 km zjazd. Jednak nie teraz. Mamy dość przemoczone nogi i buty, i mamy 9 st.
Do auta należy możliwie szybko dotrzeć, z jednej strony chciałoby się popędzić, z drugiej ręce mimowolnie zaciskają hamulce, bo zęby szczękają. Lecimy jednak, kark sztywny i obolały, drżą mięśnie nóg. Po 30 km zjazdu czuć wyraźnie cieplejsze powietrze, które nas podsusza. Na dole (345 mnpm) łapiemy ostatnie promienie słońca. Kojące 24 stopnie. Dojeżdżamy do auta.

mokro i zimno

przejaśnia się i znów widać kapryśną Jej Wysokość





Komentarze
Gość | 12:21 czwartek, 1 sierpnia 2013 | linkuj Gratuluję osiągu, Aniu, ależ Ty jesteś DZIELNA.

Pozdrawiam.
cioteczka
panther
| 16:43 niedziela, 21 lipca 2013 | linkuj Podziwiam za wspinanie się w takie miejsca.
Glebę również zaliczyłem, ale w środę, z tym, że była to "gleba życia" i różnego typu bóle przeszkadzają mi do dziś. Dlatego odpuściłem podróże powyżej 100 km na jakiś czas.
Czekam na zdjęcia.
Pozdrawiam
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ekzza
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]